Forum www.timberships.fora.pl Strona Główna www.timberships.fora.pl
Forum autorskie plus dyskusyjne na temat konstrukcji, wyposażenia oraz historii statków i okrętów drewnianych
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Literatura piękna a historia epoki żagla
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 8, 9, 10 ... 19, 20, 21  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.timberships.fora.pl Strona Główna -> Okręty wiosłowe, żaglowe i parowo-żaglowe / Pytania, odpowiedzi, polemiki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
JacekZet




Dołączył: 16 Sty 2011
Posty: 137
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Sieradz

PostWysłany: Pon 22:18, 16 Kwi 2012    Temat postu:

... wątek miłosny trzeba by było wpleść inaczej. W kilku miejscach opisywane jest stosowanie rozmaitych sygnałów, część była ujęta w książce sygnałowej floty a inne były doraźne na potrzeby danego zespołu okrętów lub akcji. Jak wyglądała sprawa świateł na statkach w owym okresie?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
kgerlach
Administrator



Dołączył: 20 Lip 2010
Posty: 6203
Przeczytał: 3 tematy


PostWysłany: Pon 23:50, 16 Kwi 2012    Temat postu:

Kojarząc ze zdaniem poprzedzającym zakładam, że pyta Pan o sygnały nadawane za pomocą świateł, a nie o oświetlenie wnętrz czy pokładów.
Pewnego rodzaju sygnalizacja świetlna istniała oczywiście już dużo wcześniej – okręty podążały w nocy za latarniami rufowymi poprzedzającej jednostki. W czasach napoleońskich przybrało to bardziej złożone formy, ale trzeba pamiętać, że do końca epoki drewnianych żaglowców ogień był ich najgroźniejszym wrogiem, a innej formy światła poza światłem płomienia (pomijam promieniowanie słońca i innych gwiazd) nie znano. Dlatego systemy sygnalizacji świetlnej rozwijano ostrożnie. Dość ograniczona pozostawała także możliwość użycia innych barw niż biała.
Tym niemniej już w brytyjskim kodzie sygnalizacyjnym z 1799 roku odnotowano 70 (!) różnych sygnałów nocnych, dawanych z wykorzystaniem kombinacji ognia działowego, flar i specjalnej ramy z białymi światłami, podciąganej do rei.
Rakietami sygnalizacyjnymi i oświetlającymi posługiwano się od dawna w europejskich wojskach lądowych i w marynarkach. Niebieską barwę dawało zapalanie mieszanki zwanej ogniem bengalskim. Pochodnię sygnalizacyjną uzyskiwano przez pakowanie mieszanki do drewnianej tuby i podpalanie – niebieski płomień utrzymywał się przez kilka minut. Z kolei ramę tworzyły od 1793 r. listwy o długości 3,66 m, szerokości 6,3 cm i grubości 3,8 cm. Każda miała 5 gniazd. Dawało to możliwość zawieszenia do pięciu latarni w jednej linii (poziomej albo pionowej), bądź też uformowanych w trójkąt, karo i kwadrat. Czasem dodawano latarnie na szczytach masztów.
Przykładowe sygnały podane przez Briana Lavery, to: „Widać nieznane okręty, doścignąć je i sprawdzić” – dwa światła latarni w ramie na tej samej wysokości plus jedna flara. „Przejść na prawy hals” – cztery światła ustawione w kwadrat i trzy powoli odpalane działa albo trzy flary.
Krzysztof Gerlach
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
JacekZet




Dołączył: 16 Sty 2011
Posty: 137
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Sieradz

PostWysłany: Śro 20:25, 18 Kwi 2012    Temat postu:

Dziękuję o te sygnały mi właśnie chodziło.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
JacekZet




Dołączył: 16 Sty 2011
Posty: 137
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Sieradz

PostWysłany: Pon 21:12, 23 Kwi 2012    Temat postu:

W początkowym fragmencie "Komodora" Hornblower narzeka że musi wystąpić w cywilnym ubraniu a nie w mundurze. Jak wtedy wyglądały przepisy ubiorcze Royal Navy? Czy oficerowie mieli obowiązek występować cały czas w mundurze i przy wszystkich nadanych im orderach i odznaczeniach?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
kgerlach
Administrator



Dołączył: 20 Lip 2010
Posty: 6203
Przeczytał: 3 tematy


PostWysłany: Wto 7:55, 24 Kwi 2012    Temat postu:

Przepisy Royal Navy odnośnie umundurowania, jeszcze bardzo luźne pod koniec XVIII w. i dość luźne na początku następnego stulecia, stale się formalizowały. Tym niemniej cały opis Forestera odnośnie odczuć Horblowera względem ubiorów cywilnych i wojskowych, mimo niezaprzeczalnych walorów literackich, jest mocno niezgodny z prawdą historyczną. W rzeczywistości mundury oficerów marynarki ciągle ewoluowały, zmieniając się właśnie za modą cywilną! Kiedy więc komandor narzeka na „przeklęty stojący kołnierz, który stał się modny”, to naprawdę nosiłby taki kołnierz przy mundurze już pod koniec XVIII w. Poły fraków mundurowych, kształt klap, krój kamizelki, szerokość rękawów i mankietów, wycięcie przodu – wszystko to modyfikowano INDYWIDUALNIE zgodnie z najnowszą modą preferowaną przez dworaków. W zasadzie tylko guziki, taśmy obszycia i barwy wyróżniały silnie marynarkę, i one były regulowane przepisami. Spodnie do kolan oraz pończochy – kolejny powód irytacji - nosiłby Hornblower już jako midszypmen, ponieważ spodnie długie wprowadzono oficjalnie do mundurów oficerskich dopiero w 1823-1825-1827. Dość osobliwie, właśnie w 1812 r. zaczęto preferować długie spodnie w modnych ubiorach cywilnych i dopiero z nich przeniosły się do mundurów. Opinia, że oficer „w mundurze musiał chodzić” jest prawdziwa, ale już uwaga, jakoby „nikt nie mógł mu zarzucić, że źle w nim wygląda” – to absolutny fałsz. Oficerowie nie dostawali swoich mundurów z magazynu, tylko obstalowywali je prywatnie u krawców. Mieli obowiązek spełnić pewne wymogi formalne, do końca wojen napoleońskich niezbyt ścisłe (albo w ogóle bardzo nieokreślone, jak względem kapeluszy, broni bocznej), za to ostateczny elegancki wygląd był wymagany i zapewnienie takiego efektu spadało na nich. Dochodziło nawet do absurdów: od midszypmenów wymagano, by byli ubrani jak oficerowie, a często kazano im – dla nauki – wykonywać prace marynarzy, np. bieganie po olinowaniu. Musieli nosić bardzo obcisłe mundury w wieku 12 lat, wyruszając w rejsy trwające po lat kilka, w okresie gwałtownego rośnięcia chłopięcych organizmów. Znany jest przypadek, że kiedy na takim młodym człowieku popękało ubranie, został obrugany przez swego dowódcę, by „na przyszłość kazał krawcowi zrobić mundur z trwalszego materiału i zszyć go grubszymi nićmi”.
Natomiast co do czasu i miejsca noszenia mundurów – oficerowie mieli absolutny obowiązek zakładać je podczas służby i to bez względu na to, czy przebywali na okręcie czy nie. Już hrabia St Vincent wściekał się spotykając w 1797 oficerów swojej floty na lądzie, ubranych w kolorowe szmatki i noszących cywilne kapelusze – groził im odebraniem zgody na schodzenie z pokładu. Oczywiście podczas przebywania delikwenta w rezerwie (na pół żołdu) ten nakaz go nie obowiązywał. Na morzu warunki często wymagały lub skłaniały do rozmaitych odstępstw od regulaminu. W stosunku do dowódców okrętów skalę tych odchyleń określał dowodzący admirał, zaś względem oficerów na danym żaglowcu – jego kapitan. Bardzo częste były przypadki, gdy oficer decydujący łaził w czym chciał (nierzadko w ubraniach cywilnych, nawet groteskowych), za to od swoich podwładnych wymagał ściśle regulaminowych mundurów, zapinanych w tropikach na ostatni guzik. Tym niemniej istniały spore różnice między mundurem galowym, a codziennym, zaś ten ostatni był w znacznie mniejszej mierze ograniczany przepisami, więc zezwalał na dużą swobodę wyboru.
Noszenie orderów było kodyfikowane królewskimi przepisami odnośnie odznaczeń, a nie regulaminem Royal Navy. Ponieważ przelewano za nie krew, płacono cząstkami ciała i życiem, stanowiły przedmiot ogromnej dumy. Wszyscy oficerowie nosili je więc przy każdej okazji, jeśli tylko mieli na to zezwolenie. W zasadzie wyjątki dotyczyły odznaczeń obcych państw – można było je przyjąć, ale już noszenie na Wyspach Brytyjskich lub na pokładzie brytyjskiego okrętu wymagało specjalnej zgody królewskiej, czasem uzyskiwanej, a czasem nie.
Natomiast forma noszenia orderów daleko odbiegała od współczesnej, z czego wielu ludzi nie zdaje sobie sprawy. Często wypisuje się MONSTRUALNE BZDURY, jakoby Nelson do bitwy pod Trafalgarem „założył paradny mundur” i „przypiął swoje wszystkie ordery”. W rzeczywistości był to zwykły mundur służbowy (undress uniform), który wiceadmirał MIAŁ OBOWIĄZEK nosić. Nelson niczego też do niego nie przypinał. Był tak dumny ze swoich licznych odznaczeń, otrzymanych za naprawdę wielkie czyny, że do wszystkich swoich mundurów kazał przymocować coś, co można by nazwać ówczesną formą baretek. Owe wielkie gwiazdy świecące na obrazkach, to w rzeczywistości sznurowe dekoracje PRZYSZYTE jedwabiem. Upiększone metalowymi nićmi, kolorowymi jedwabiami i błyszczące. Nie dało się ich zdjąć – trzeba by je odpruwać! Te sznurki u Nelsona imitują gwiazdy orderów Łaźni, Półksiężyca, Św. Ferdynanda i Zasługi oraz Św. Joachima. Taki był zwyczaj (NIE OBOWIĄZEK), tyle że bardzo niewielu oficerów marynarki mogło się poszczycić podobną kolekcją. Metalowe oryginały przypinano zwykle do szerokich szarf przebiegających przez pierś, a te zakładano na wierzch munduru podczas audiencji u króla. Jedyne dwa autentyki noszone przez Nelsona także w czasie bitwy, to małe złote medale (otrzymane za zwycięstwa u Przylądka Św. Wincentego i pod Abukirem), zawieszone na krótkich wstążkach na szyi.
Oczywiście na znanej zasadzie, że „co wolno wojewodzie, to nie tobie, sm-dzie”, głównodowodzący danej floty mógł przystąpić do bitwy w nocnej koszuli, albo w mundurze z odprutymi „baretkami” i odczepionymi epoletami, czy w worku na kartofle zarzuconym na mundur i nikt by go z tego powodu nie pociągał do odpowiedzialności (zwłaszcza po zwycięstwie). We wszystkich epokach istnieli ekscentrycy, którzy osiągnąwszy w służbie pozycję nieosiągalną dla innych, starali się wyróżniać również zewnętrznie: Napoleon kazał swoim marszałkom i generałom ubierać się jak skrzyżowanie pawia z papugą i kogutem, a sam nosił prosty, skromny mundur (bodaj pułkownika swojej gwardii, jeśli dobrze pamiętam), by tą udawaną skromnością tym bardziej błyszczeć na ich tle; Wellington przystąpił do bitwy pod Waterloo w cywilnym surducie (zdaniem Hibberta); generał MacArthur projektował własną nieregulaminową czapkę, która razem z fajką z kaczana kukurydzy (?!) i okularami przeciwsłonecznymi miały stanowić jego unikalny znak rozpoznawczy; nie brakowało podobnie postępujących wśród admirałów.
Jednak wymowa takich poczynań byłaby jednoznaczna i hańbiąca, gdyby dowódca na co dzień wyglądał inaczej, a gwałtowna zmiana stroju podyktowana była ostrożnością – to nie ta epoka.
Krzysztof Gerlach
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
JacekZet




Dołączył: 16 Sty 2011
Posty: 137
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Sieradz

PostWysłany: Czw 20:32, 26 Kwi 2012    Temat postu:

Dziękuję a odpowiedź, wiem że w wielu krajach nawety po uściśleniu wymogów dotyczących umundurowania oficerowie zamawiali je na swój koszt nie otrzymując żadnych dodatków. Takim indywidualnym znakiem rozpoznawczym mojego ojca był pistolet Walter P-38 w 1985 roku.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
JacekZet




Dołączył: 16 Sty 2011
Posty: 137
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Sieradz

PostWysłany: Pią 22:41, 04 Maj 2012    Temat postu:

Kto powoływał komisje egzaminacyjne na stopień porucznika? Czy był limit ilości niezdanych egzaminów dyskwalifikujący kandydata?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
kgerlach
Administrator



Dołączył: 20 Lip 2010
Posty: 6203
Przeczytał: 3 tematy


PostWysłany: Sob 9:22, 05 Maj 2012    Temat postu:

Egzamin można było zdać w Anglii lub na odległych placówkach. Zdecydowana większość midszypmenów dostawała możliwość zostania porucznikiem po zdaniu egzaminu w Londynie, a konkretnie w gmachu Urzędu Marynarki (Navy Board) w Westminsterze. Od momentu, kiedy taki sprawdzian wiedzy żeglarskiej wprowadzono (czyli od 1677) przez długi czas – ale nie znam daty końcowej - Londyn był w ogóle jedynym miejscem jego odbywania. W epoce napoleońskiej takie ograniczenie już nie istniało. Komisję egzaminacyjną można było powołać w każdym porcie krajowym, w którym znajdowała się baza marynarki wojennej (czyli był admirał portu) i w kluczowych bazach zagranicznych. W rezultacie dokonywało się to niemal identycznie jak w przypadku sądów wojennych. Admirał portu albo głównodowodzący placówki zagranicznej wyznaczał datę takiego egzaminu, na który mogli podążyć wszyscy legitymujący się odpowiednim, co najmniej sześcioletnim stażem (świadectwa czasem podrabiano) oraz odpowiednim wiekiem, minimum 19 lat (metryki fałszowano nagminnie) i akurat przebywający w pobliżu. Admirał powoływał też egzaminatorów. Jedyna różnica polegała na tym, że w skład komisji musiało wchodzić tylko trzech doświadczonych komandorów.
O ile wiem, nie istniał limit egzaminów, których oblanie przekreślałoby możliwość zdawania po raz kolejny – w każdym razie z pewnością można było podjąć wiele takich prób. Nie stwarzało to zresztą wielkiego problemu, ponieważ – wbrew legendom rozpowszechnianym przez samych oficerów – nie zdawało tylko około 5 procent przystępujących. Znacznie więcej kłopotów sprawiały tysiące (!) tych, którzy egzamin przeszli, a nie mogli znaleźć okrętu z wakującym stanowiskiem porucznika, więc i tak oficerami nie zostawali. Jedni i drudzy wracali więc do grup, z których wyszli (midszypmenów i pomocników nawigatora), pozostając „młodymi dżentelmenami” bez prawa do pół żołdu w razie zejścia z okrętu. Udokumentowany rekordzista wiekowy był „młodym dżentelmenem” mając 72 lata Very Happy , ale akurat on do egzaminu nigdy nie podszedł. Wiem o innym, który w końcu otrzymał promocję w wieku 47 lat, sam się wcześniej tytułując (co prawda bezpodstawnie) „najstarszym midszypmenem Royal Navy”.
Krzysztof Gerlach


Ostatnio zmieniony przez kgerlach dnia Sob 10:55, 05 Maj 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
JacekZet




Dołączył: 16 Sty 2011
Posty: 137
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Sieradz

PostWysłany: Sob 20:21, 05 Maj 2012    Temat postu:

Dziękuję Panie Krzysztofie, mam nadzieję że nie przeczytają tego zwolennicy wydłużenia wieku emerytalnego.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
JacekZet




Dołączył: 16 Sty 2011
Posty: 137
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Sieradz

PostWysłany: Śro 20:05, 16 Maj 2012    Temat postu:

W siłach zbrojnych niektórych krajów wymagana była zgoda przełożonych na zawarcie związku małżeńskiego. Czy w Royal Navy epoki napoleońskiej taka zgoda była wymagana?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
kgerlach
Administrator



Dołączył: 20 Lip 2010
Posty: 6203
Przeczytał: 3 tematy


PostWysłany: Śro 21:26, 16 Maj 2012    Temat postu:

Nie. Niektórzy admirałowie (wśród nich hrabia St. Vincent, rzecz jasna) wpadali w szewską pasję gdy młodzi oficerowie, ich podwładni, żenili się. Jednak jedyny sposób, w jaki mogli temu przeciwdziałać, polegał na zerwaniu z nimi stosunków towarzyskich i bezwzględnym traktowaniu na służbie. Co prawda w czasach, gdy cała kariera opierała się na posiadaniu odpowiedniej protekcji, nie było to mało. Ale żadnych przeszkód formalnych (innych niż obowiązujące wszystkich wg prawa cywilnego) nikomu nie stawiano.
Krzysztof Gerlach
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
JacekZet




Dołączył: 16 Sty 2011
Posty: 137
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Sieradz

PostWysłany: Śro 22:19, 23 Maj 2012    Temat postu:

Hornblower dwukrotnie brał udział w audiencji u króla. Jak wyglądały takie uroczystości i jakie były kryteria wyboru uczestników?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
kgerlach
Administrator



Dołączył: 20 Lip 2010
Posty: 6203
Przeczytał: 3 tematy


PostWysłany: Czw 7:15, 24 Maj 2012    Temat postu:

Oj, tym razem weszliśmy na łączkę spraw, na których się nie znam. Oczywiście czytałem o wielu audiencjach u króla, jeśli uczestnikami byli oficerowie marynarki, ale ani sam ceremoniał, ani inne związane z tym sprawy formalne nigdy nie skłoniły mnie do głębszej uwagi. Takie uroczystości nie stanowiły codziennego składnika życia marynarzy i książki o marynarce, nawet o jej socjalnej stronie, nie rozpisują się o nich. Z kolei dokumenty, którymi dysponuję, traktują formalności przy podobnych okazjach za coś tak oczywistego dla uczestników, że nie wartego wzmianki („koń jaki jest – każdy widzi”). Tutaj potrzeba by jakiegoś specjalisty od ceremoniału dworu angielskiego epoki hanowerskiej, a ja nim nie jestem. Nie mam też odpowiedniej literatury.
Krzysztof Gerlach
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
JacekZet




Dołączył: 16 Sty 2011
Posty: 137
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Sieradz

PostWysłany: Pią 20:56, 25 Maj 2012    Temat postu:

W "Z podniesioną banderą" Forester pisze o trzech audiencjach, w 1798, 1806 i 1811 roku.
W niedokończonej powieści "Hornblower i kryzys" bohater zostaje wysłany z tajną misją do Hiszpanii. Jak to wyglądało naprawdę? Sam pomysł z wywabieniem Francuzów z baz za pomocą sfałszowanych rozkazów jest interesujący.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
kgerlach
Administrator



Dołączył: 20 Lip 2010
Posty: 6203
Przeczytał: 3 tematy


PostWysłany: Sob 12:20, 26 Maj 2012    Temat postu:

Oczywiście biorąc rzecz dosłownie, ta historia jest całkowitą fikcją literacką, i to nie tylko przez udział w niej fikcyjnego kapitana Hornblowera. Do bitwy pod Trafalgarem doszło 21 października 1805 nie dlatego, że Villeneuve opuścił Ferrol 11 sierpnia (!) 1805, lecz dlatego, że wyszedł z Kadyksu w dniach 19 i 20 października. Po opuszczeniu Ferrol flota francusko-hiszpańska skierowała się na północ, stwarzając gigantyczne zagrożenie dla Brytyjczyków (a nie „okazję” do bitwy morskiej), których eskadry były rozdzielone i dużo słabsze. Jednak Villeneuve minął się z zespołem komodora Allemanda, który miał go wzmocnić, i w tych warunkach, z załogami chorymi i przemęczonymi pośpieszną eskapadą do Indii Zachodnich, uznał kontynuowanie rejsu w kierunku kanału La Manche za nie dające szans powodzenia. Opierając się na otrzymanym 26 lipca wcześniejszym liście Napoleona, jeszcze z 8 maja (przewidującym podobne okoliczności), zawrócił do Kadyksu – rzecz jasna ku furii cesarza, który zdążył tymczasem wydać już chmarę kolejnych, sprzecznych ze sobą i w dużej mierze pozbawionych sensu, rozkazów, ale w każdym razie niwelujących te majowe. Po załamaniu się całego planu francuskiej inwazji na Wyspy Brytyjskie, Napoleon nakazał swojej flocie przejść z Kadyksu na Morze Śródziemne. Villeneuve znowu zwlekał, naprawiając okręty i uzupełniając wyposażenie. Z portu wygoniły go nie sfałszowane przez Brytyjczyków rozkazy, ale wieść o nadciąganiu (lądem) wiceadmirała Rosily, który miał mu odebrać w niesławie dowództwo i dostarczyć rozkaz natychmiastowego stawienia się przed obliczem wściekłego cesarza. A o tym, że tak właśnie się rzeczy miały, Villeneuve dowiedział się od swojego przyjaciela, ministra marynarki, wiceadm. Decrèsa.
Chociaż jest więc faktem, że Brytyjczycy po skoncentrowaniu jesienią 1805 pod Kadyksem znacznych sił pod wiceadm. Nelsonem, bardzo pragnęli walnej bitwy, nie miało to już większego związku z dawno minionym pobytem floty francusko-hiszpańskiej w Ferrol. A stoczenie zwycięskiej bitwy pod Trafalgarem umożliwił im nie ich własny wywiad, tylko bezpośrednie rozkazy i polityka personalna Napoleona oraz prywatna korespondencja jego zaufanego i niekonieczne do końca lojalnego ministra, który na co dzień widział, jak geniusz cesarski całkowicie zawodzi w sprawach związanych z morzem.

Nie znaczy to jednak, że obie strony nie próbowały siać dezinformacji. Na przykład jedną ze spornych kwestii są dokładne przyczyny, dla których Villeneuve – jeszcze 14 sierpnia podążający na północny zachód – ostatecznie zawrócił na południe. Bezkrytyczni wielbiciele Napoleona chcieliby przypisać ten fakt „tchórzostwu” francuskiego admirała, niweczącego „genialne” plany cesarza. Racjonaliści tłumaczą decyzję Villeneuve’a zarówno stanem jego okrętów i załóg, „rozpłynięciem” się na morzu eskadry Allemanda, jak i wielkim ryzykiem w jakim znalazłaby się flota francusko-hiszpańska, która żeglując ku kanałowi La Manche wchodziłaby coraz głębiej w sieć zastawioną przez Brytyjczyków. Gdyby Villeneuve zmusił do bitwy i zdecydowanie pobił Caldera (znowu wysłanego przez adm. Cornwallisa pod Ferrol 17 sierpnia), a potem zjawił się pod Brestem akurat w takim czasie, że Ganteaume mógłby wyjść z tego portu i wziąć Cornwallisa w kleszcze, sukces francuski byłby niemal gwarantowany, a inwazja realna. Jednak znacznie bardziej prawdopodobny był zupełnie inny scenariusz – Calder nie daje się pobić wiceadmirałowi Villeneuve, podprowadza go pod Cornwallisa, Ganteaume nie wychyla nosa z Brestu, jak to się działo przez wiele poprzednich miesięcy, a w rezultacie Cornwallis i Calder urządzają Francuzom i Hiszpanom przedwczesny Trafalgar gdzieś na wodach Zatoki Biskajskiej. Nadmiernie ostrożny Villeneuve mógł się więc kierować tylko zwykłą logiką. Ale istnieje też dość realna koncepcja „dezinformacyjna” – 14 sierpnia jego flota natknęła się na brytyjski 74-działowiec Dragon, znajdujący się w towarzystwie 36-działowej fregaty Phoenix i zdobytej (10 sierpnia) ex-francuskiej fregaty Didon. Francuzi i Hiszpanie nie potrafili przechwycić tych okrętów, a tymczasem dowódca liniowca Dragon, kmdr Edward Griffiths, rozprzestrzeniał fałszywe informacje, że tuż w okolicy znajduje się wielka formacja Royal Navy, licząca 25 liniowców. To miała być ostatnia kropla, która przesądziła o zawróceniu sojuszniczej floty na południe. Clowes poruszając ten wątek nie wyjaśnia mechanizmu szerzenia mylnych danych. Z innych epizodów można się domyślać, że prawdopodobnie chodziło o dawanie sygnałów, niby tajnych, ale dających się Francuzom odczytać, a także o „zdradzanie się" z tym kapitanom statków neutralnych (głównie amerykańskich), którzy zawsze bardzo chętnie handlowali wiadomościami z wszystkimi stronami konfliktu.
Dobrze znaną i w pełni poświadczoną historycznie próbą wywołania określonego skutku przez podrzucenie fałszywych dokumentów, było wysłanie przez Francuzów 16-działowego lugra Rebecca, który 27.04.1799 specjalnie dał się złapać z „tajnymi depeszami” brytyjskiemu 10-działowemu kutrowi Black Joke. Jak widać, nie tylko Anglicy wpadali na podobne pomysły.
Wywiady obu stron (szpiedzy, sabotażyści i szerzący dezinformacje) działały też na lądzie, ale oczywiście nie zapisywano tego ani w dzienniczkach zaangażowanych osób, ani nie sporządzano dokumentów, więc trudno dzisiaj o dane źródłowe. Fascynującą postacią był np. kapitan Royal Navy, John Westley Wright, zamordowany 25.10.1805 (czy trzy dni później) w osławionym francuskim więzieniu Temple na rozkaz cesarza Napoleona (do końca życia Bonaparte temu przeczył i raczej przekonująco), jego ministra policji Fouché, albo po prostu przez podwładnych niższego szczebla, pragnących przypodobać się zwierzchnikom. Cokolwiek by nie sądzić o mocodawcach i wykonawcach tego mordu, wynikał on niewątpliwie z wieloletniej, szpiegowskiej i dywersyjnej działalności tego tajemniczego oficera marynarki, o którym być zdążę jeszcze napisać kiedyś coś dłuższego.
Krzysztof Gerlach
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.timberships.fora.pl Strona Główna -> Okręty wiosłowe, żaglowe i parowo-żaglowe / Pytania, odpowiedzi, polemiki Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 8, 9, 10 ... 19, 20, 21  Następny
Strona 9 z 21

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin