Forum www.timberships.fora.pl Strona Główna www.timberships.fora.pl
Forum autorskie plus dyskusyjne na temat konstrukcji, wyposażenia oraz historii statków i okrętów drewnianych
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Niezborne klasyfikacje

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.timberships.fora.pl Strona Główna -> Okręty wiosłowe, żaglowe i parowo-żaglowe / Artykuły tematyczne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
kgerlach
Administrator



Dołączył: 20 Lip 2010
Posty: 6200
Przeczytał: 2 tematy


PostWysłany: Wto 7:49, 31 Mar 2015    Temat postu: Niezborne klasyfikacje

NIEZBORNE KLASYFIKACJE, czyli czemu liniowce 74-działowe nosiły czasem 82 działa, a fregaty 38-działowe były uzbrojone w 46 dział?

Wielu historyków z całej Europy ma niezwykle irytujący zwyczaj fałszywego porównywania sił obu stron walczących w każdej bitwie morskiej, przez podawanie rzekomej sumy wszystkich dział, jakie znajdowały się na okrętach. Uzyskują tę wartość drogą naiwnego mnożenia liczby wziętej z klasy danej grupy jednostek (np. 74-działowców) przez ilość takich żaglowców w konkretnej eskadrze i sumowanie wszystkich wyników cząstkowych. Pół biedy, kiedy czynią tak dla starć z wczesnego okresu panowania liniowców na morzach (z grubsza 1650-1750), chociaż i tak przytaczanie wartości co do jednego działa w stosunku do zespołów, których jednostki mogły mieć każdego roku nieco inny rzeczywisty zestaw artylerii (czasem oficjalnie, czasem tylko realnie), jest śmieszne. Poza tym traktowanie 6-funtówki z pokładu rufowego liniowca albo głównego pokładu fregaty jako takiej samej „sztuki”, co 42-funtówka z pokładu dolnego trójpokładowca, świadczy o wybitnie słabym rozeznaniu autorów w realiach wojny na morzu, mimo że dumnie płodzą na te tematy historyczne dzieła. Prawdziwa zgroza zaczyna się wtedy, gdy ta praktyka przenoszona jest na bitwy okresu rewolucji francuskiej i czasów napoleońskich, kiedy określenia klas okrętów stały się już tylko symbolicznym wspomnieniem ich rodowodu, a z realnym uzbrojeniem nie miały często najmniejszego związku.
Przyczyna takiego stanu rzeczy (mam na myśli nieadekwatność klasyfikacji do rzeczywistej artylerii okrętowej, a nie głupotę niedokształconych historyków czy amatorów historii) leży oczywiście w samej konstrukcji żaglowców. Ich działa nigdy nie były związane z kadłubem na stałe, można je było z okrętu prawie w każdej chwili dość łatwo zdjąć, zamienić na inne, uzupełnić dodatkowymi albo zredukować. Nawet liczba furt nie determinowała ilości armat, bowiem niektóre ambrazury pozostawiano (z wielu różnych względów) wolne, a część dział mogła strzelać ponad relingami odkrytych pokładów. Działo na żaglowcu nie było związane z żadnym okrętowym systemem obracania, nie miało pod sobą szybu amunicyjnego, jego łoże łączyło się ze strukturą kadłuba najczęściej tylko linami. Chociaż istniał związek między wagomiarem armaty a wielkością furty, rzeczywiste odchyłki pozostawały bardzo duże, dając tutaj znaczną elastyczność. Zresztą praktykowano także zmianę wymiarów furt w razie potrzeby. Oczywiście istniały niezwykle ważne ograniczenia w postaci pojemności, nośności, stateczności i wyporności jednostki, jednak to działało prawie tylko w jedną stronę. Nie dało się zainstalować artylerii o dowolnie dużej liczbie sztuk (potrzeba miejsca), w dowolnym miejscu (groźba utraty stateczności) i dowolnej masie (żaglowiec miał konstrukcyjnie wyznaczoną linię maksymalnego zanurzenia), ale redukowanie już posiadanej (i w razie konieczności zastępowanie jej balastem) zawsze wchodziło w grę. Takie postępowanie szeroko też praktykowano, z przyczyn omówionych dalej.
W pierwszych wiekach instalowania artylerii na pokładach, kiedy nie wyróżniano jeszcze kategorii okrętów liniowych czy fregat, rzadko kiedy wiązano w ogóle liczbę dział z konkretną jednostką, poza pojedynczą kampanią albo spisem z natury. To raczej nasza projekcja dawnych epok przy dzisiejszym zamiłowaniu do szeregowania wszystkiego, każe nam umieszczać te żaglowce w tabelkach i ramkach. Oczywiście duży żaglowiec MÓGŁ zabierać cięższe (w sensie dosłownym) uzbrojenie, ale – po pierwsze nie musiał, a po drugie często miało się to nijak do sumarycznej liczby niesionych armat. W XV i XVI wieku ogromna większość dział używanych na okrętach należała do grupy broni bardzo lekkiej, typu widełkowych foglerzy, hakownic, działek relingowych innej konstrukcji, które zazwyczaj rozmieszczano tuż obok siebie w nadbudówkach i które mogły z tego powodu osiągać szokującą czasem liczebność. W dłuższym pojedynku artyleryjskim okręt uzbrojony w znikomą liczbę naprawdę ciężkich armat miałby zdecydowaną przewagę nad konkurentem dysponującym setkami działek relingowych. Ponieważ jednak na ogół dążono do szybkiego zwarcia i walki wręcz, sprawa wcale nie przedstawiała się tak prosto, jak w późniejszych wiekach. O rzeczywistym uzbrojeniu żaglowców decydował więc przede wszystkim aktualny stan finansów państwa (czy innego organizmu organizującego flotę na dany sezon), chwilowe zaopatrzenie arsenałów, możliwość ściągnięcia dział z twierdz czy wypożyczenia ich z artylerii polowej. Działo się tak nawet w marynarkach największych ówczesnych potęg na morzu.
CDN.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
kgerlach
Administrator



Dołączył: 20 Lip 2010
Posty: 6200
Przeczytał: 2 tematy


PostWysłany: Śro 6:54, 01 Kwi 2015    Temat postu:

Dlatego stwierdzenie, że gdańska karaka Peter von Danczk należała do okrętów 18/19-działowych, a angielska Mary Rose do 91-działowych, byłoby kompletnie śmieszne. Dla jednostki gdańskiej znamy (i to niedokładnie) tylko jeden komplet artylerii, ponieważ żaglowiec ten tylko raz w swojej historii walczył w charakterze okrętu wojennego (chodzi mi o zwarty okres, nie o pojedynczą bitwę), natomiast dla późniejszej o ponad pół wieku jednostki angielskiej spisy z różnych lat mówią o 78, 96 i 91 działach. Znacznie zresztą ważniejsze od ich całkowitej liczby były gruntowne modyfikacje typów i wagomiarów, dużo silniej wpływające na rzeczywistą wartość bojową żaglowca. Szukając bardziej obiektywnego wskaźnika klasyfikacyjnego organizatorzy flot sięgali więc głównie do wielkości okrętów (tonażu) oraz liczby załogi.
Taki właśnie system znano w Anglii na początku panowania Jakuba I (1603), kiedy wszystkie okręty były podzielone na 15 grup, a do każdej wliczono jednostki o identycznej (nominalnie) załodze i bardzo zbliżonym tonażu. W ogóle nie wspominano o działach! Od tego momentu zaczęto mówić o Rangach (Rates), ale nawet wówczas nie wiązały się one formalnie z sumarycznym uzbrojeniem artyleryjskim.
Od mniej więcej połowy XVII w. podział tworzącej się kategorii liniowców na klasy zaczął mieć coraz silniejszy związek z liczbą armat. Co prawda nadal trzeba wybitnej naiwności by sądzić, że to jakieś ścisłe liczby, które można sobie dodawać, by otrzymać dokładną wartość co do sztuki dla całych eskadr czy flot!
Po pierwsze, wiele dużych, ważnych okrętów eksploatowano po kilkadziesiąt lat, z uwagi na ich wysokie koszty budowy. W tym czasie zachodziły zmiany dotyczące poglądów na optymalne uzbrojenie, taktykę walki, zmieniały się działa, ulepszano konstrukcję żaglowców (także remontowanych i przebudowywanych). Po drugie, w większości silnych flot (wiadomo to na pewno przynajmniej o angielskiej, francuskiej, hiszpańskiej) okręty nosiły inne uzbrojenie w czasie pokoju, a inne podczas wojny, głównie dla odciążania kadłubów. Często już nominalnie ustalano dwie liczby odpowiadające tym stanom. Po trzecie, kłopoty logistyczne przy operowaniu na odległych akwenach, brak dobrze wyposażonych stoczni remontowych w takich rejonach, problemy z żeglowaniem po mniej znanych wodach itp. powodowały, że czasami ten sam okręt wyposażano w nieco inną artylerię dla służby za granicą niż blisko baz krajowych. Po czwarte, w miarę starzenia się okrętu czasem silnie redukowano jego artylerię, by jeszcze nadawał się jakiś czas do eksploatacji. Po piąte i najważniejsze – co innego było ustalić na papierze, jakie armaty powinien nosić w danym czasie, miejscu i warunkach konkretny żaglowiec, a zupełnie czym innym zaopatrzyć go w nie natychmiast i za każdą cenę!
W niektórych przypadkach mamy dokładnie datowane, bezcenne spisy „z natury” (inwentarze), nierzadko drastycznie odbiegające od specyfikacji nominalnych. Jednak nawet one nie gwarantują ścisłości, jeśli data interesującego nas wydarzenia odbiega o rok lub więcej od daty spisu inwentaryzacyjnego. Z konieczności przyjmujemy więc - w rozmaitych zestawieniach, tabelkach, listach okrętów – liczby odpowiadające wcześniejszym, najbliższym chronologicznie ustaleniom nominalnym (metoda najbezpieczniejsza) lub danym ze spisów, jeśli dokonano ich w bardzo zbliżonym czasie. To postępowanie zarówno konieczne, jak przynoszące czytelnikowi ważne informacje. Tyle tylko, że – poza możliwością skorzystania z zupełnie unikalnych przeglądów inwetaryzacyjnymi całych flot tuż przed lub tuż po danej bitwie – trzeba się zawsze liczyć z realnymi, sporymi odchyłkami. Właśnie te spisy z natury dowodzą, że artyleria okrętu określona w danym regulaminie i zainstalowana w dającym się precyzyjnie określić czasie, wcale nie „czekała” na następną regulację, by się faktycznie zmieniać! Zatem, to co było w przedziale między dwiema określonymi datami, możemy niemal zawsze tylko zgadywać z pewnym przybliżeniem. Czyli pisanie, że jakaś eskadra liniowców (sumowanie liczb armat z okrętów liniowych i mniejszych jednostek to dla większości okresów historycznych paranoja) była uzbrojona w około 700-800 dział, ma sens i daje niezły pogląd na jej siłę. Ale już informowanie, jakoby w bitwie u Przylądka Św. Wincentego 14.02.1797 flota hiszpańska miała dokładnie 2308 dział, zaś brytyjska - 1236 dział [„Mała encyklopedia wojskowa”, tom III] jest bałwaństwem do kwadratu. Na dodatek ulubionym przez niektórych (na szczęście nielicznych) zawodowych historyków, gniewnie stroszących piórka, gdy ktoś im wypomni braki w edukacji technicznej, prowadzące do całkiem błędnych konkluzji.
CDN.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
kgerlach
Administrator



Dołączył: 20 Lip 2010
Posty: 6200
Przeczytał: 2 tematy


PostWysłany: Czw 6:29, 02 Kwi 2015    Temat postu:

Dla przykładu można pokazać, jak sumaryczna liczba armat zmieniała się na angielskim dwupokładowcu Harwich z 1674 r. Liniowiec ten zbudowano w ramach programu sformułowanego w 1672 r., który obejmował m.in. zwodowanie dwóch okrętów III rangi, 70-działowych. Można więc przyjąć, że Harwich miał 70 dział i dla wszystkich lat służby, wszystkich bitew i starć w których uczestniczył dodawać tę 70-kę, jak robi (zbyt) wielu autorów. Lecz już na początku otrzymamy fałsz, ponieważ od razu założono w 1672 r., że liczba armat w czasie wojny na wodach krajowych ma wynosić 70, lecz na placówkach zagranicznych i podczas pokoju tylko 60. Poza tym w nowej regulacji z 1677 r. jedna z wersji powtarza liczbę 70, ale druga ogranicza ją do 67! Spis z natury w 1679 r. wykazał zamiast formalnych 70 i 67 jedynie 62 działa. Może więc liniowiec się zestarzał, musiał być odciążony i powinniśmy odtąd dodawać po 62 armaty do uzbrojenia eskadr, do których należał? Ależ skądże, regulacja z 1685 r. klasyfikowała Harwich jako 64-działowiec. Tylko czy je rzeczywiście kiedykolwiek nosił?! Kiedy przeprowadzono następny spis z natury, 15.03.1687/1688, na pokładzie tego okrętu nie było chwilowo ani jednego działa. Gdy rozbity w wielkim sztormie tonął w Plymouth 3.09.1691, z pewnością był uzbrojony. Ale w co? Nie ma nawet żadnej pewności, że między znanymi datami jego artyleria pozostawała niezmienna. Trudno wykluczyć, że początkowo rzeczywiście nosił 70 dział w czasie wojny i 60 w latach pokoju, lecz brak dokumentów, by to udowodnić – regulacja artyleryjska stanowiła jedynie WYRAZ INTENCJI a nie zobowiązanie kogokolwiek DO ICH REALIZACJI. W 1679 Harwich miał na pokładzie tylko 62 armaty. Jak jednak rozstrzygnąć, czy OD POCZĄTKU nie wystarczyło dział do spełnienia postulatu z 1672, czy działa zdjęto później – a jeśli tak, to kiedy? Wiara, że na pewno akurat w 1679, świadczy o braku oczytania. Czy ustalenie w 1685 r. nowej klasyfikacji okrętu jako 64-działowca było poddaniem się i próbą zbliżenia życzeń do realnych możliwości żaglowca, czy rzeczywistym postulatem zwiększenia jego miernej praktycznej artylerii, NIGDY WCZEŚNIEJ NIE PRZEKRACZAJĄCEJ LICZBY 62 armat, o dwie półkolubryny? Czyli stosując „dokładne” sumowania niektórych historyków, możemy z równym powodzeniem wstawiać do „precyzyjnych” równań liczby 70, 67, 60, 62, 64 (i jeszcze inne) i tryumfalnie wieścić, że wyszedł nam np. „ogonek” 18, albo 15, albo 8, albo 10, albo 12 itd., a wszystkie konstatacje będą miały dokładnie tę samą wartość papieru używanego w przybytku z dwoma zerami.

Myliłby się też ten, kto by sądził, że to jakaś specyfika angielska, a w innych flotach klasy okrętów odpowiadały ściśle rzeczywistemu uzbrojeniu. Holenderski liniowiec Zeven Provinciën z 1665 r. miał początkowo nosić 80 dział (nominalnie nawet 86), ale były kłopoty z ich zgromadzeniem. W 1667 faktycznie uzbrojono go w 80 armat. Potem liczba dział systematycznie spadała. W 1692 okręt niósł 76 dział, albo nawet tylko 72.
Francuski liniowiec Fleuron z 1689 r. zdążył w swojej karierze być uzbrojony w 50, 60, 58, 56, 54 i 52 działa, chociaż z tego zapewne tylko liczby 56, 58 i 52 były prawdziwe, a reszta pojawiała się na papierze, w różnych zestawieniach i klasyfikacjach. Takie przykłady można przytaczać setkami. Mają swoje znaczenie indywidualne, ale przede wszystkim obrazują kompletny bezsens „dokładnego” dodawania liczb przypadkowo znanych autorowi danej publikacji, aby niby otrzymać rzeczywistą siłę artylerii danego zespołu. I to już w pierwszym półwieczu epoki okrętów liniowych.
CDN.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
kgerlach
Administrator



Dołączył: 20 Lip 2010
Posty: 6200
Przeczytał: 2 tematy


PostWysłany: Pią 6:01, 03 Kwi 2015    Temat postu:

W miarę upływania XVIII w. następowała jednak pewna konsolidacja. Chociaż oficjalnie nadal dzielono okręty na rangi, w których nie było formalnie mowy o liczbie armat, to coraz częściej wyróżniano klasy czy kategorie, np. 100-działowców, 90-działowców, 74-działowców, 64-działowców itp. Aby taki podział miał sens, trzeba było znacznie ściślej niż dawniej trzymać się zadeklarowanej wartości. Chodziło przede wszystkim nie o poprawność klasyfikacji, tylko o pewność co do możliwości bojowych danego okrętu. Admirał dostając pod swoje rozkazy kilka 90-działowców, kilkanaście 74-działowców i trochę 64-działowców musiał dokładnie wiedzieć, jakimi siłami dysponuje i do czego każdy liniowiec będzie się nadawał najlepiej. Burzliwy rozwój odlewnictwa dział żeliwnych spowodował, że w rezultacie standaryzowano nie tylko sumaryczną liczbę armat na każdej jednostce – to akurat była fraszka – lecz także typy, wagomiary i liczby dział na każdym z pokładów z osobna.
W drugiej połowie XVII w. posiadanie w eskadrze jednostki np. 44-działowej niczego nie gwarantowało. Mógł to być mały dwupokładowiec francuski z 22 armatami 12-funtowymi na pokładzie dolnym oraz 22 armatami 6-funtowymi na pokładzie górnym, czyli okręt dysponujący salwą burtową 198 funtów (np. Adelaide); mógł to być dwupokładowiec angielski zdobyty na Algierczykach, niosący na dolnym pokładzie tylko 8-funtówki, a w rezultacie strzelający salwą burtową niewiele cięższą niż 134 funty (np. Half Moon); w końcu mógł to być także wynajęty statek cywilny, uzbrojony w chmarę drobiazgu o wagomiarze nie przekraczającym 4 funtów, z zupełnie znikomą salwą burtową.
W XVIII w. dążono zdecydowanie do standaryzacji, czyli np. kategoria 44-działowców miała możliwie jednoznacznie opisywać budowę i potencjał bojowy każdej jednostki w tej klasie. Co więcej, nieustanna rywalizacja, sprawdzanie w walce i równoczesne zapożyczanie rozwiązań z flot innych państw powodowały, że żaglowce danej kategorii zaczęły upodabniać się w skali międzynarodowej. Wg regulacji brytyjskiej z 1761 r. każdy 64-działowiec miał nosić dokładnie 64 armaty, w tym na dolnym pokładzie 26 dział 24-funtowych, a sumaryczna salwa burtowa wynosiła równo 600 funtów (272 kg). W tym czasie typowy francuski 64-działowiec był uzbrojony dokładnie w 64 armaty, w tym na dolnym pokładzie w 26 dział 24-funtowych, a jego salwa burtowa sięgała 510 funtów (250 kg). Zważywszy na to, że najcięższe, czyli najbardziej skuteczne działa okrętu brytyjskiego dawały w tej salwie pociski o masie 141,5 kg, a żaglowca francuskiego – 153 kg, można śmiało twierdzić, że chodziło o jednostki całkowicie równorzędne pod względem artylerii.
Co prawda nadal występowały odchyłki w górę i w dół od wartości nominalnych dla danej klasy, ale już nie tak permanentne jak wcześniej i nie tak znaczące procentowo. Jeśli zatem ktoś doda wszystkie nominalne liczby dział liniowców w eskadrze odbywającej jakąś kampanię około 1760 r., otrzyma w miarę prawdziwy wynik, aczkolwiek i tak nie z dokładnością co do jednej sztuki.
Inną sprawą jest, czy taka suma daje bardzo wartościową informację. Załóżmy, że po jednej stronie walczyłyby 32 identyczne liniowce 74-działowe, zaś po stronie drugiej – 37 liniowców 64-działowych. Dzielny miłośnik statystyki wylicza sobie, że skoro po obu stronach suma armat wynosiła dokładnie 2368 sztuk, chodziło o bitwę dwóch absolutnie równorzędnych flot. Prawda jest tymczasem taka, że masa salwy burtowej 32 brytyjskich 74-działowców z tego okresu wynosiła blisko 25 tysięcy funtów, a masa salwy burtowej 37 francuskich 64-działowców nie sięgała 18900 funtów. Czyli artyleria pierwszej grupy byłaby o około 32 procent potężniejsza od artylerii grupy drugiej, mimo występowania po obu stronach tylko liniowców i dokładnie takiej samej liczby armat!
CDN.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
kgerlach
Administrator



Dołączył: 20 Lip 2010
Posty: 6200
Przeczytał: 2 tematy


PostWysłany: Sob 5:53, 04 Kwi 2015    Temat postu:

Natomiast znacznie istotniejszą sprawą była dynamiczna stabilizacja w klasach. Cały czas trwał postęp w budownictwie okrętowym. Na przykład duży i nowoczesny 74-działowiec z połowy XVIII w. mógł już nie być ani duży ani nowoczesny 30 lat później. Jednak w pewnym węższym paśmie czasu określenia „liniowiec 74-działowy” czy "liniowiec 64-działowy” albo temu podobne, jednoznacznie opisywały w drugiej połowie XVIII stulecia bardzo zbliżone kategorie we wszystkich flotach na świecie. Z grubsza charakteryzowało to wielkość jednostki, grubość burt, liczbę furt na głównych pokładach, kaliber artylerii głównej, liczebność załogi, zdolność bojową i operacyjną, takielunek. W tym okresie prawie nie mogły trafić się (jak swobodnie w XVII w.) jednostki 44-działowe należące – z uwagi na wielkość, wagomiar dział, liczebność załogi – do kompletnie innych kategorii; nikt też nie mógł spotkać ani fregaty 12-działowej, ani fregaty 74-działowej, jak przydarzyło się w zaawansowanym wieku XIX. Nie jest prawdą, że każdy okręt 90-działowy niósł dokładnie 90 dział, a każdy 100-działowy akurat 100 dział, lecz potencjał bojowy wszystkich 90-działowców był bardzo zbliżony, podobnie jak potencjał bojowy wszystkich 100-działowców. Nominalna klasa okrętu wojennego wyrażona w liczbie armat nie musiała co do sztuki odpowiadać rzeczywistemu uzbrojeniu. Co prawda nigdy wcześniej i nigdy potem w wojnach napoleońskich nie była tak jej bliska, zresztą NIEZWYKLE CZĘSTO faktycznie się z nią pokrywała. Jednak przede wszystkim stanowiła bardzo wiarygodną informację o kategorii okrętu, dużo przy tym precyzyjniejszą niż sama tylko ranga.
Ten stan rzeczy miał wielki wpływ na pojawienie się późniejszych kłopotów klasyfikacyjnych i totalny chaos, jaki zapanował w tym względzie na przełomie XVIII i XIX w. – jakkolwiek paradoksalna wydawałyby się taka teza.

Wiadomo, że problem wyniknął w poważnej mierze z wynalezienia i użycia karonad, chociaż nie ograniczał się do nich. W miarę doskonalenia konstrukcji, w tym głównie wiązań szkieletu, wymiary okrętów we wszystkich klasach trochę rosły. Można było nieco odsuwać od siebie furty, co usprawniało obsługę dział. Lecz wzrost wymiarów skłaniał również do zwiększania liczby furt na jednym pokładzie. Początkowo te nadliczbowe ambrazury pozostawały puste (używano ich w szczególnych wypadkach), potem często wykorzystywano je do faktycznego dozbrajania żaglowców. Tendencje do wyposażania okrętów w większą niż nominalna liczbę dział miały też pewne związki z rozwojem stałych, wysokich nadburć (w których wycinano dodatkowe furty) oraz stopniowym zamykaniem „dziury” między pokładem dziobowym a rufowym.
Oczywiście najważniejsze były karonady. Te super lekkie, wymagające nielicznej obsługi działa o dużym kalibrze i małej donośności, odznaczały się specyficznym zestawem zalet i wad. Wpłynęły bardzo poważnie na taktykę wojny na morzu. Początkowo jednak traktowano je jako uzbrojenie dodatkowe, często opcjonalne. Nie budowano okrętów z myślą o określonym udziale karonad w artylerii. Jeśli dowódca jednostki chciał karonady, ustawiał je w dogodnych, wolnych miejscach (np. na rufówce, na pokładzie dziobowym albo w niezajętych furtach). W czasie pokoju często były zdejmowane, dla odciążenia konstrukcji. Trudno zatem, aby po zbudowaniu serii bliźniaczych 74-działowców klasyfikować je – każdy osobno - jako 76-działowiec, 78-działowiec, 82-działowiec, 74-działowiec itp., w zależności od tego, czy kapitan jednostki zabrał chwilowo na pokład 2, 4, 8 lub 0 karonad. Klasa okrętu nie mogła zmieniać się razem z gustem dowódcy oraz z miesiąca na miesiąc. Dlatego karonad w ogóle nie wliczano do nominalnej artylerii żaglowca.

To logiczne postępowanie dawało do czasu dość jasną wykładnię. Wiadomo było np., że chociaż 80-działowiec mógł jeszcze mieć dodatkowo (albo nie mieć) kilka karonad, to na ogół prezentował nadal tę samą klasę pod względem wymiarów, rozwiązań kadłuba i masztów, załogi, kalibru podstawowych armat (dolnego i górnego pokładu) itd. Natomiast wiara w uzyskanie prawdziwego obrazu artylerii eskadry z tego okresu na drodze sumowania wszystkich liczb określających klasy okrętów znowu ujawnia niekompetencję autorów opracowań historycznych.
Z czasem rzeczywistość zaczęła coraz silniej odbiegać od oznaczeń nominalnych. Karonady wykorzystywano na tyle szeroko, że nie można ich już było traktować wyłącznie jako artylerii dodatkowej. Okręty nie były z gumy, więc dla zmieszczenia nadliczbowych karonad zdejmowano część dział długich. Zgodnie z dotychczasową praktyką, gdzie o klasie żaglowca decydowała liczba zwykłych armat, teraz owym silnie dozbrojonym okrętom należałoby obniżać klasę, skoro miały mniej długich dział! A skala problemów przy liniowcach to i tak pikuś w stosunku do mniejszych okrętów.
CDN.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
kgerlach
Administrator



Dołączył: 20 Lip 2010
Posty: 6200
Przeczytał: 2 tematy


PostWysłany: Nie 8:19, 05 Kwi 2015    Temat postu:

Brytyjskie fregaty 36-działowe niosły w 1793 standardowo faktycznie 36 dział. Zgodnie z poleceniem admiralicji z 19.11.1794 miały być dozbrojone w 6 karonad 32-funtowych na pokładzie rufowym i 2 takie karonady na pokładzie dziobowym. Zgodnie z dotychczasową „filozofią” klasyfikacyjną, mając 36 długich (czyli zwykłych) armat pozostały fregatami 36-działowymi, mimo że łączna liczba sztuk artylerii wynosiła teraz na nich 44. Ważne było, by tego nie zmieniać między innymi dlatego, że istniały też fregaty 44-działowe, zdecydowanie większe, silniejsze, o większych załogach i potężniejszym takielunku. Mijały lata i zmieniały się poglądy na temat optymalnego uzbrojenia. Fregaty 36-działowe typu Apollo niosły w 1798 r. 34 działa długie i 10 karonad 32-funtowych. Nadal więc miały 44 sztuki artylerii, ale gdyby być konsekwentnym, należałoby je nazywać 34-działowymi. Jednak różniły się od poprzednich ciut większymi kadłubami i de facto silniejszą artylerią (przy tej samej załodze), więc takie postępowanie byłoby absurdalne. W 1803 uzbrojenie tych fregat udoskonalono przez obniżenie liczby długich dział do 28, a podwyższenie liczby karonad do 14. Stosując się do dawnych zasad klasyfikacyjnych należałoby teraz te same jednostki, o znacznie cięższej salwie burtowej, nazwać fregatami 28-działowymi!
W 1774 r. brytyjski slup 18-działowy Ceres był uzbrojony w 18 dział 6-funtowych, a zdecydowana większość dużych slupów Royal Navy z tego okresu niosła 16 dział 6-funtowych. Odpowiednie salwy burtowe ważyły więc 54 i 48 funtów. W latach wojny o niepodległość Stanów Zjednoczonych część z tych jednostek dozbrojono w 8 karonad 12-funtowych. Chociaż ich salwa burtowa wzrosła do 96 funtów (a więc DWUKROTNIE!), to nadal klasyfikowano jej jako 16-działowe, ponieważ to w gruncie rzeczy wciąż były te same okręty pod każdym względem konstrukcyjnym i z takimi samymi możliwościami operowania na konkretnych akwenach. Liczono więc do określenia klasy tylko działa długie. Pod koniec XVIII w. większość brytyjskich slupów 18-działowych niosła jedynie dwa działa 6-funtowe i aż 16 karonad 32-funtowych. Ich salwa burtowa ważyła 262 funty (tyle co pięciu takich slupów z 1774 r.!!!), a przecież gdyby je klasyfikować po liczbie długich dział, powinny być nazywane slupami 2-działowymi!!!!!
Sięgnięto takich szczytów niezborności, że przestano się w ogóle zajmować uzasadnianiem „słuszności” nazw klas czy doszukiwać w tym logiki. Powtarzano i doskonalono w klasach określone projekty, zatrzymując dla tych samych kategorii żaglowców tradycyjne określenia, bez względu na aktualną liczbę jakichkolwiek typów dział. Wprawdzie rozbieżności między klasyfikacją a rzeczywistym uzbrojeniem najbardziej jaskrawo wyodrębniały się w Royal Navy, ale występowały we wszystkich marynarkach.
Typowy brytyjski 74-działowiec niósł w latach 1808-1816 na pokładzie dolnym 28 dział 32-funtowych, na pokładzie górnym 28 dział 18-funtowych, na pokładzie rufowym 2 działa 18-funtowe i 12 karonad 32-funtowych, na pokładzie dziobowym 2 działa 18-funtowe i 2 karonady 32-funtowe, na pokładzie rufówki 6 karonad 18-funtowych. W sumie miał więc 60 dział długich oraz 20 karonad. A mimo tego nie był klasyfikowany ani jako 60-działowiec, ani jako 80-działowiec, ponieważ WYWODZIŁ SIĘ Z TEGO SAMEGO PNIA KONSTRUKCYJNEGO co wcześniejsze 74-działowce, reprezentował tę samą co one ideę – najmniejszego, a więc najtańszego liniowca dość dużego na to, by nosić na dolnym pokładzie najcięższe wykorzystywane wtedy armaty okrętowe. Z identycznej przyczyny ówczesne francuskie 74-działowce tak właśnie były klasyfikowane, chociaż niosły w sumie nawet 82 działa, w tym 62 długie armaty i 20 karonad.
W tym samym czasie francuskie 80-działowce wyposażano na dolnym pokładzie w 30 dział 36-funtowych, na górnym pokładzie w 32 działa 24-funtowe, a na pokładach odkrytych w 4 działa 18-funtowe i 20 karonad 36-funtowych. W sumie miały więc 66 dział długich oraz 20 karonad. A mimo tego nie były klasyfikowane ani jako 66-działowce, ani jako 86-działowce, ponieważ WYWODZIŁY SIĘ Z TEGO SAMEGO PNIA KONSTRUKCYJNEGO co wcześniejsze okręty 80-działowe, reprezentowały tę samą co one ideę – większą (w stosunku do 74-działowców) o dwa liczbę dział na każdym z długich pokładach głównych i cięższą o stopień artylerię górnego pokładu (24-funtówki zamiast 18-funtówek).

Nie znaczy to bynajmniej, że sytuacja, w której oficjalny 74-działowiec nosił 82 działa, czyli faktycznie więcej niż nominalny 80-działowiec, wszystkim się podobała, nie powodowała frustracji i nieporozumień oraz zawsze mogła być rozpatrywana z pełną logiką i konsekwencją, zwłaszcza gdy pojawiały się wyjątki, np. w postaci dużych 74-działowców o wszelkich cechach (zwiększona liczba furt, 24-funtówki na pokładzie górnym) jednostek 80-działowych. Kłopoty występowały szczególnie jaskrawo w przypadku żaglowców zdobywanych na przeciwniku, nie pasujących do rodzimych ustaleń.
Zanim jednak przejdę do podjętych w tej sytuacji reform, warto jeszcze raz zwrócić uwagę na KOMPLETNY BEZSENS dodawania dział w eskadrach i flotach z okresu wojen napoleońskich. Nawet gdyby zaniedbać BARDZO SILNE WTEDY odchyłki indywidualne, to i tak eskadra Royal Navy licząca np. 9 liniowców 74-działowych nie była uzbrojona dokładnie w 666 dział – jak wydaje się ignorantom, tylko bliżej 720. W eskadrze francuskiej, złożonej dajmy na to z pięciu 80-działowców i czterech 74-działowców, bezkrytyczny wielbiciel Napoleona, fachman od jego armii lądowych (mający się za specjalistę od epoki), wyliczy dzielnie dokładnie 696 dział, podczas gdy prawdziwa jest liczba OKOŁO 760 sztuk!!!
CDN.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
kgerlach
Administrator



Dołączył: 20 Lip 2010
Posty: 6200
Przeczytał: 2 tematy


PostWysłany: Pon 6:30, 06 Kwi 2015    Temat postu:

Wymuszone oszczędności, długie lata pokoju i dalszy postęp w budownictwie okrętowym (przede wszystkim znacznie ulepszony system wiązań Seppingsa), umożliwiły marynarkom po wojnach napoleońskich podjęcie prób racjonalizowania abstrakcyjnych systemów klasyfikacji. Całkowita rozbieżność między nazwami klas a faktycznym uzbrojeniem okrętów, usprawiedliwiona w czasach wojennych tradycją, ciągłością w konstruowaniu żaglowców oraz improwizowaniem w zakresie ich artylerii, a przede wszystkim ważniejszymi kwestiami do bieżącego rozstrzygania, teraz postrzegana była jako niepotrzebna uciążliwość.
Jednak kroki radykalne były wykluczone, z uwagi na pozostawanie w służbie lub rezerwie setek żaglowców budowanych wg starych zasad. W warunkach powojennej ekonomiki nie mogło być mowy ani o masowym przebudowywaniu tych okrętów, ani o szybkim zastępowaniu przez jednostki całkiem nowe. Nowe systemy klasyfikacji musiały zatem opierać się na pewnych kompromisach. Oznaczało to dalsze tolerowanie niektórych – chociaż teraz dużo mniejszych – rozbieżności.

Brytyjczycy stworzyli nowe zasady klasyfikacji na przełomie roku 1816 i 1817. Ich fundamentem było uznanie wszystkich dział długich i karonad za równoprawne i „liczące się” do określenia klasy, aczkolwiek nadal wyłączano z tego karonady na rufówce. Oprócz klas, reformie uległy też rangi. Przez ponad sto lat w Royal Navy wyróżniano duże (z grubsza 100-działowe, potem nieśmiało pojawiające się 110-, 112-, 120-działowe) trójpokładowce I rangi oraz mniejsze (90/98-działowe) trójpokładowce II rangi. Teraz wszystkie okręty trójpokładowe znalazły się w I randze. Starano się zmniejszyć zróżnicowanie między nimi przez eliminowanie starych i małych jednostek, ale i tak w ramach tej rangi trzeba było na początku wyróżnić aż 6 klas (!), tj. okręty 120-, 112-, 110-, 108-, 106- i 104-działowe. Dawne 80-działowce, budowane jako dwupokładowe okręty III rangi, teraz zróżnicowały się na 84-działowce oraz 80-działowce, przy czym awansowały do rangi II, opróżnionej przez teoretycznie nieistniejące już (a naprawdę tylko przeklasyfikowane na 106- i 104-działowce) okręty 98-działowe. Dominująca kiedyś w nazewnictwie i realnie klasa 74-działowców zmieniła się od przełomu 1816/1817 w dwie podklasy 78-działowców, dwie podklasy 76-działowców i trzy podklasy 74-działowców. Te trzy nowe klasy pozostały w III randze.
Jeszcze większe zmiany wprowadzono w grupie mniejszych żaglowców. Małe dwupokładowce, dzielone wcześniej na 56- i 50-działowce IV rangi oraz 44-działowce V rangi, przekształciły się w grupę okrętów IV rangi o klasach 60-działowców i 58-działowców, przy czym ta ostatnia miała aż trzy podklasy. Jednak teraz do IV rangi Brytyjczycy zaliczyli sobie klasę 50-działowych fregat. Pozostałe fregaty, nadal lokowane tradycyjnie w V randze, dzieliły się na mniejszą niż dawniej liczbę klas, których nazwy odzwierciedlały nową, uśrednioną liczbę wszystkich dział i karonad: stare fregaty 44-działowe zniknęły; większe fregaty 40-działowe stały się wspomnianymi wyżej nowymi fregatami 50-działowymi; mniejsze fregaty 40-działowe przeklasyfikowano na 48-działowe; bardzo popularne pod koniec wojen napoleońskich fregaty 38-działowe stały się w zdecydowanej większości (zgodnie z prawdziwym uzbrojeniem) fregatami 46-działowymi (chociaż kilka największych trafiło do klasy 48-działowej); dawne większe fregaty 36-działowe klasyfikowano odtąd jako 44-działowe; dawne mniejsze fregaty 36-działowe klasyfikowano odtąd jako 42-działowe; dawną klasę popularnych fregat 32-działowych zlikwidowano w ogóle (bardzo nieliczne niedobitki trafiły może do fregat 42-działowych). To samo spotkało klasę fregat 28-działowych VI rangi. Gruntowne zmiany zaszły w grupie pozostałych jednostek VI rangi: z 24-, 22-, 20-działowców występujących w 6 podklasach wyłoniły się nowe 32-, 28-, 26-działowce, do których dołączono jeszcze największe z dawnych slupów 18-działowych, teraz nazywanych 24-działowcami i plasowanymi w VI randze. Reszta slupów trójmasztowych też „podskoczyła” w klasach: zamiast 18- i 16-działowych były 22-, 20- i 18-działowe. Tylko w grupie brygów nie dokonano istotniejszych przetasowań.
CDN.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
kgerlach
Administrator



Dołączył: 20 Lip 2010
Posty: 6200
Przeczytał: 2 tematy


PostWysłany: Wto 8:58, 07 Kwi 2015    Temat postu:

Po wojnach napoleońskich Francuzi najpierw musieli otrząsnąć się z katastrofy, w którą wpakowały ich Sto Dni Napoleona, i nie mieli czasu na zajmowanie się klasyfikacjami. Potem jednak ich marynarka rosła w siłę, więc uporządkowanie spraw formalnych stało się istotne. Reforma z 1827 r. podeszła jednak do kwestii niezgodności określeń z rzeczywistym uzbrojeniem okrętów zupełnie inaczej niż brytyjska regulacja z przełomu lat 1816/1817. Francuzi zaakceptowali stan dotychczasowy względem starszych liniowców i podkreślali po prostu, że faktycznie stare 118-działowce noszą naprawdę 126 dział, stare 110-działowce mają naprawdę 120 dział, stare 80-działowce są uzbrojone naprawdę w 86 dział, zaś stare 74-działowce wyposaża się naprawdę w 84 działa. Uważano, że starsze żaglowce na tyle szybko wyjdą ze służby, iż ta gigantyczna niejednoznaczność nie będzie miała dużego znaczenia praktycznego. Nowe, bardziej ujednolicone zasady postanowiono ograniczyć do aktualnie budowanych jednostek. I tak nowe 120-działowce miały teraz naprawdę 120 dział i karonad (tworzących zupełnie inną, dużo nowocześniejszą artylerię), nowe 100-działowce – 100 dział i karonad, tak samo było w przypadku 90-działowców i 82-działowców.
Całkowicie jednoznaczna była też klasyfikacja fregat i korwet (także starych!), co Francuzom przyszło o tyle łatwo, że przez drugą połowę XVIII w., cały okres wojen rewolucyjnych i spory czas wojen napoleońskich wcale nie klasyfikowali swoich fregat wg liczby dział. Kiedy to wreszcie oficjalnie uczynili (w 1806 r.) nie musieli trzymać się żadnej tradycji i od razu dali nazwy klas odpowiadające rzeczywistej sumie dział długich i karonad.
Myliłby się jednak ktoś, kto sądziłby, że w takim razie we francuskiej marynarce panowała miła jednoznaczność i można sobie spokojnie przepisywać oraz dodawać liczby z dokumentów. Jeśli weźmiemy francuskie liniowce walczące w bitwie pod Navarino (1827 r.), albo istniejące w ogóle w tym czasie, trzeba dokładnie przestudiować ich pochodzenie, losy, zakresy remontów itd., by zrozumieć, czy autor piszący np. o 80-działowcu, 82-działowcu albo 84-działowcu miał na myśli faktyczne uzbrojenie indywidualne dawnego 74-działowca, formalny dawny 80-działowiec czy zupełnie inaczej uzbrojony nowoczesny 82-działowiec. Dodawanie liczb branych z klas okrętów w mieszanej eskadrze złożonej ze starych i nowych liniowców pozostaje takim samym NONSENSEM jak dla epok wcześniejszych.

Oczywiście nic nie jest statyczne – zmieniały się gruntowne okręty i działa. Dlatego Brytyjczycy wrócili w 1830 r. do zupełnie nowych fregat 36-działowych, z których największe zaczęli nawet w 1839 r. uzbrajać w 40 dział, znowu wprowadzając dysonans usunięty dopiero w latach 1850-tych.
W 1839 mieli nadal trójpokładowce 120-,110- i 104-działowe, lecz 106-działowce zniknęły. W II randze obok liniowców 84- i 80-działowych pojawiły się tymczasem dwupokładowce 92-działowe. W randze III zamiast 78-, 76- i 74-działowców mieściły się obecnie 78-, 72- i 70-działowce. Podobnie było wśród fregat, np. wróciły (w odmiennej postaci) jednostki 38-działowe. Grupa okrętów VI rangi znowu silnie się zróżnicowała. W przededniu wojny krymskiej (1854-1856) klasyfikacja po raz kolejny uległa zmianie.
Także u Francuzów stare fregaty 58- i 46-działowe z 1827 r. oddały miejsce w 1837 r. fregatom 60- i 50-działowym, które w 1849 r. zmieniły się w 50- i znów 46-działowe (ale inaczej uzbrojone). Regulacja z 1849 r. przyniosła zresztą, wraz z nowymi typami dział, „redukcję” francuskich liniowców 120-działowych do 112-działowych, 100-działowych do 90-działowych, 90-działowych do 80-działowych, a 80/82-działowych do 74-działowych.

U schyłku epoki żaglowej dbano już jednak stale, by nominalna liczba dział w klasie nie odbiegała od rzeczywistego uzbrojenia, aczkolwiek zdarzały się oczywiście wyjątki dotyczące pojedynczych jednostek.
KONIEC
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.timberships.fora.pl Strona Główna -> Okręty wiosłowe, żaglowe i parowo-żaglowe / Artykuły tematyczne Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin